Nie ma to jak zarazić się jakimś wrednym wirusem od własnej Córki! Tak, teraz Matylda wychodzi już na prostą, a ja ledwo dycham!
Nowe choróbsko Mady okazało się na szczęście 'tylko' wirusówką, obyło się więc bez propozycji antybiotyków; na szczęście, bo przecież dopiero co skończyła jedną antybiotykoterapię z racji zapalenia nerek. Wirusówka sama w sobie nie jest groźna, tylko mega wredna - zapchany nos, teraz wielce cieknący katar oznaczają problemy z oddychaniem, a dla mnie - nieprzespane noce.
Na czas choroby wzięłam Małą do siebie do łóżka, Tata został eksmitowany do salonu na sofkę. Mam ją więc blisko siebie, mogę szybko reagować na wszelkie chorobowe potrzeby, ale i tak nie jest łatwo. Wczoraj spałam może z półtorej godziny - po prostu rewelka, żyć nie umierać. Co dziwne, Mada nie ma większych problemów ze spaniem - jej przerywane oddechy, świszczące, chrapanie wcale jej nie przeszkadzają, mnie za to doprowadzają do palpitacji serca. A do tego, skoro ona przesypia noce, ja o odzyskaniu straconego snu w dzień mogę tylko pomarzyć, drzemek mi ma (jak to rzecze moja Córka na nie ma). Oczy więc podpieram zapałkami, i od rana do wieczora marzę o końcu dnia, tygodnia, tej choroby...
Jakoś dam radę, ale jest bardzo ciężko, bo sama jestem - Mąż do późna w pracy, w weekend w szkole, nocki są w zasadzie moim dyżurem. I do tego ciąża - to już końcówka i jestem z lekka ociężała, delikatnie mówiąc - samo to powoduje, że opieka nad chorą dwulatką sprawia mi problem. A teraz na dodatek sama katarzę...
Rety, zaczęło jej spływać, kaszle jak szalona... Kolejna fantastyczna noc przede mną. Od niedzieli co rano myślę sobie, że następna noc już będzie lepsza, a ta jak na złość nie chce przyjść. Nic, idę spać, tzn położyć się obok Dziuby, wyboru nie ma...
Współczuję, sama niedawno "zmagałam się" z całonocnym, rozdzierającym kaszlem Córki.
OdpowiedzUsuńNo ale mam nadzieję, że lepsze wreszcie nadeszło.
Dziękuję. Jest lepiej, chociaż jeszcze nie do końca doszłyśmy do siebie, jakoś wolno to idzie. Ale byle do przodu :).
OdpowiedzUsuń