Z okazji Dnia Dziecka Matylda dostała od nas placaczek. Pluszowy z gąsiennicą. Będzie teraz sama swoje skarby nosić, przyda na wszystko co potrzebne do klubiku. Bardzo jej się podoba, chodziła dziś z nim na plecach przez całe popołudnie, taka dumna i dorosła...
Jutro z rana idziemy do klubiku, więc wieczorem trzeba było niezbędne na tę okoliczność rzeczy do plecaczka zapakować: paputki, soczek, dwie pieluchy... Ha, bardzo dorośle!
Niestety, choćbym nie wiem, co robiła, Matylda nie chce wołać na nocnik. Nie wiem, ile już podejść do odpieluchowania było, pamiętam ostatnie dwa. Za przedostatnim razem trzeba było przerwać po kilku dniach, bo nagle zwolniło się miejsce w szpitału i M jechała na wycięcie trzeciego migdała. Za ostatnim razem po tygodniu sikania pod siebie i chodzenia w mokrych ciuchach, M dostała kataru. Szczerze mówiąc to nawet mi ulżyło, bo strasznie byłam całym tym procesem zestresowana i zmęczona. Narazie się poddaję, to nie na moje nerwy i chroniczny brak czasu.
Moja córcia dobrze wie, kiedy chce jej się iść za potrzebą. Zawsze robi TO w jakimś zacisznym miejscu lub, jeśli akurat karmię Igora, w miejscu dobrze dla mnie widocznym, z szelmowskim uśmiechem na ustach. Myślałam, że stosując metodę ostrego cięcia, będzie to kwestia kilku dni i pieluchy staną się mglistym wspomnieniem, a tu - zaskoczenie! Matyldzie mokre ubrania w ogóle nie przeszkadzają. Wstrzymywanie siusiu to też dla niej zero problemu - rano przesiadywała np. dwie godziny na nocniku i NIC, zostawiała za to kałużę minutę po zejściu z niego.
Najwidoczniej nie jest to ten czas. Może, gdyby nie było Igora - mam wrażenie, że jest to jej jakaś forma zwrócenia na siebie uwagi? Może więc lepiej narazie odczekać jeszcze trochę. Może 'wołanie' przyjdzie samo.
Będę więc pakować te pieluchy do plecaczka...
***
Choć nie powiem - wkurza mnie to. Bo zastanawiam się co robię źle...
Cóż, powtarzaj sobie, że całe życie pieluch nie będzie nosić, co więcej pewnie już niedługo je sama zrzuci.
OdpowiedzUsuńPs. "Uwielbiałam" chwile, gdy Młodsza przy cycusiu praktycznie nie do odessania, a Starsza jak na zawołanie wymagała pomocy w łazience... Ło matko! ;)
Chyba nie pozostaje mi nic innego jak tylko czekać właśnie aż Matylda sama z pieluch zrezygnuje. Kiedyś w końcu to nastąpi ;)
OdpowiedzUsuńTaaa, ciekawe, że te dzieciaki takie małe niby są, a tak szybko potrafią wykombinować, jak matkę od karmienia odciągnąć... To właśnie i wstrzymywanie są główną przyczyną osłabnięcia mojej determinacji to odpieluchowania.